Kobra przylądkowa od jakiegoś czasu czyhała na pilota
Rudolf Erasmus leciał z Worcester w Western Cape, do Nelspruit w RPA. Podczas kontroli samolotu kilka dni wcześniej, pracownicy lotniska w Worcester poinformowali pilota o tym, że niedzielnego popołudnia widzieli oni kobrę przylądkową, która ukryła się pod skrzydłem samolotu. Pracownicy próbowali schwytać węża, który szukał schronienia w osłonie silnika. Grupa otworzyła osłony, ale okazało się, że gada już tam nie ma. Pracownicy wyszli z założenia, że jadowity gad po prostu uciekł.
Panie pilocie - kobra w samolocie!
Pilot wystartował z czterema pasażerami, jednak w okolicach Welkom w RPA poczuł od dyskomfort spowodowany nagłą, zimną wilgocią na nodze. Początkowo pomyślał, że to butelka wody, którą trzymał pod fotelem. Kiedy spojrzał on w dół, okazało się, że przy jego nodze prześlizguje się wyjątkowo jadowita kobra.
Pilot postanowił jak najszybciej lądować awaryjnie, ale zachował zimną krew i spokojnie poinformował pasażerów o zaistniałej sytuacji. Kiedy tylko samolot znalazł się na ziemi, pasażerowie powoli opuścili samolot, aby nie prowokować węża do ataku. Kiedy inżynierowie przybyli na miejsce i rozebrali maszynę w celu poszukiwania gada, okazało się, że ten znów się ulotnił.
Zobacz także:
Ataki krokodyli na ludzi i zwierzęta
Źródło: BBC, Trybuna Polska