Brak wiatru, planowane prace remontowe, czyli kulisy poniedziałkowego deficytu energii
PSE, czyli Polskie Sieci Energetyczne oświadczyły w komunikacie, iż skala niedoboru mocy jest istotna i w niektórych godzinach przekracza nawet 1000 megawatów. Po weekendzie, który przyniósł ochłodzenie i opady śniegu, okazało się, ze zapotrzebowanie na energię elektryczną jest znacznie większe, niż się tego spodziewano.
Powodem takiego deficytu prądu było nie tylko zwiększone zapotrzebowanie, ale także brak wiatru (który drastycznie zmniejszył efektywność elektrowni wiatrowych) i planowane wyłączenia konkretnych bloków energetycznych.
W poniedziałek wyłączono 906-megawatowy blok węglowy w elektrowni w Opolu – wyłączenie potrwać ma do 23 grudnia. W elektrowni Kozienice wyłączono blok węglowy o mocy 566-megawatów z powodu nieplanowanych awarii w trakcie weekendu.
Szwecja przyszła na ratunek. Czy bez Turowa grozi Polsce blackout?
W kryzysowej sytuacji przyszła nam z pomocą Szwecja, która uruchomiła dla Polski elektrownie opalaną ropą naftową. Ze względu na umowy międzynarodowe, pomoc okazali także operatorzy energetycznie z Litwy, Niemiec i Ukrainy.
Sytuacja ta pokazuje, że blackouty zapowiadane przez agencję rządowe niektórych krajów Europy, są jak najbardziej prawdopodobne. W obecnej sytuacji dodatkowego znaczenia nabiera wyrok TSUE o zamknięciu kopalni węgla w Turowie. Wówczas pobliską elektrownia musiałaby zostać zamknięta, co jeszcze mocniej przybliża widmo blackoutu.
Stacja ta pokazuje, że jedynym sposobem na zapewnienie Polsce bezpieczeństwa energetycznego jest budowa elektrowni atomowych.