Zaginięcie Ewy P.
Ewa P., 59-letnia kobieta pracująca przy placu handlowym Tomex na krakowskich Bieńczycach, zaginęła w piątek, 12 stycznia. Po opuszczeniu pracy miała wracać autobusem do swojego mieszkania przy ulicy Darwina. Niestety, tego wieczoru Ewa wsiadła do innego autobusu niż zazwyczaj, co skomplikowało akcję poszukiwawczą. Wszystko wskazuje na to, że Ewa wsiadła do autobusu linii 212, którym dojechała do wsi Kocmyrzów na północ od Krakowa. Następnie, zamiast wysiąść na przystanku Darwina, jak zawsze, zdecydowała się pójść pieszo przez pola, widząc w oddali kominy Nowej Huty. Rodzina twierdzi, że może to zrobiła ze względu na zimno i długie oczekiwanie na autobus powrotny.
Kontrowersje wokół poszukiwań
Syn zmarłej relacjonuje, że mimo stałego kontaktu telefonicznego z matką przez wieczór i noc, nie udało się jej odnaleźć na czas. Pomimo 17 połączeń między 17:00 a drugą w nocy, policja nie zdołała skutecznie zlokalizować telefonu Ewy, co budzi frustrację i zdenerwowanie wśród najbliższych. Rodzina twierdzi, że policja zlekceważyła konieczność sprawdzenia monitoringu autobusów, na których przemieszczała się Ewa. Informacje o dronie, który miał widocznie krążyć nad kobietą, a jednak nie zlokalizował jej ciała, także wzbudzają wątpliwości i frustrację wobec działań służb.
Śledztwo w sprawie śmierci Ewy P.
Prokuratura wszczęła śledztwo w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci, skupiając się na przebiegu poszukiwań i działań policji tej nocy. Brak skuteczności akcji ratunkowej oraz niejasności w komunikatach policji skłaniają do głębszego zastanowienia nad tym tragicznym wydarzeniem.
Zaginięcie Ewy P. pozostaje tajemnicą, a rodzinie pozostaje jedynie żal i pytania bez odpowiedzi. Mimo wszelkich wysiłków, tragedii nie udało się uniknąć, a społeczność Krakowa zastanawia się nad skutecznością działań służb w sytuacjach zaginięć. Zaginięcie Ewy P. w Krakowie pozostawiło rodzinę w głębokim smutku i niepewności.
Źródło: TVN 24, Trybuna Polska