Wieczór w Waszyngtonie zamienił się w dramatyczne chwile pełne niepewności. Samolot pasażerski z 64 osobami na pokładzie uległ katastrofie po zderzeniu z wojskowym helikopterem nad rzeką Potomak. Świadkowie mówili o błysku i huku, po którym nastąpiła chwila ciszy. Następnie rozpoczęła się intensywna akcja ratunkowa.

W poniedziałek rano doszło do wypadku helikoptera należącego do biura szeryfa hrabstwa Broward. Uderzył on w apartamentowiec Pompano Beach i stanął w ogniu. Zginęły 2 osoby, a 4 inne zostały ranne.  Jedną z ofiar był członek załogi helikoptera, a drugą była kobieta, która przebywała w swoim domu, w który uderzył samolot.

 Australijski minister obrony Richard Marles wydał w poniedziałek oświadczenie, w którym poinformował, że wszyscy czterej żołnierze australijskiej armii, którzy rozbili się helikopterem w morzu w piątek, zostali oficjalnie uznani za zmarłych. Ich ciał nie odnaleziono, ale australijskie służby nie przerywają ich poszukiwań.

Dwie maszyny HH-60 Blackhawk zderzyły się w USA podczas misji treningowej. Do katastrofy doszło o 5:00 rano czasu polskiego, a 22:00 w środę czasu amerykańskiego. Helikoptery były własnością 101. Dywizji Powietrznodesantowej, której siedziba mieści się w bazie Fort Campbell na granicy stanów Kentucky oraz Tennessee.